Plagiat na drugą nóżkę - studium pewnego przypadku

By Kasia - 27.3.21

Jakiś czas temu spontanicznie wytypowałam kandydata do tytułu Wydawniczego Dzbana Roku, ale wiecie co? Chyba właśnie mamy mocną konkurencję. Chociaż waham się, czy to jednak nie powinien być tytuł Wydawniczej Bezczelności Roku - i już bez nominacji, w formie nagrody przyznawanej z marszu, za wielokrotny plagiat bez cienia żenady. Tak, takie rzeczy niestety nadal się dzieją - i o tym chciałam opowiedzieć dzisiaj.


EDIT (30.03.2021) - gwoli dziennikarskiej dokładności melduję Wam, że sprawa doczekała się mniej lub bardziej szczęśliwego finału. Po interwencji osób, które postanowiły działać w tej sprawie, Ridero podjęło stanowcze kroki i plagiatowane prace zostały usunięte. Z czasem znikną również z Empiku i innych księgarni, a wyjaśnienie, dlaczego działa to tak, a nie inaczej, znajdziecie w komentarzu serwisu pod tym wpisem. Dalej rzecz zapewne będzie toczyć się już między zainteresowanymi stronami; artykuł jednak zostawiam dla pamięci w przyszłości, bo apel z końca wciąż jest aktualny - zawsze upewniajmy się, z kim będziemy współpracować, by przypadkiem nie trafić na takiego Adama.



Zacznijmy od początku. Cytując artykuł w serwisie Legalnakultura:


Plagiat – polega na bezprawnym przypisaniu sobie autorstwa całości lub części cudzego utworu bądź celowym wprowadzeniu w błąd co do autorstwa utworu.


Żeby było bardziej dobitnie, w doktrynie prawnej takie działanie jest nazywane kradzieżą intelektualną, za którą, uwaga, grozić może nawet więzienie.


Tyle teorii. A co w praktyce? Cóż, sytuacja Leithii sprzed kilku lat dowodzi, że czasem nawet gdy sprawa jest oczywista, prawo może nie stać po stronie autora. Istnieje szansa, że plagiat ujdzie płazem, dlatego moim zdaniem ważna jest czujność społeczności pisarskiej (i czytelniczej). Trzeba piętnować takie zachowania, by wszystkim wbić do głowy, że nie ma na nie zgody.


Tak też stało się niemal rok temu, gdy w facebookowych grupach wattpadowych wybuchła afera w związku z postępowaniem pewnego użytkownika. Miał on na swoim koncie blisko sto opowieści i praktycznie każda była plagiatem. Pan „pisarz” po prostu zbierał sobie wszystkie historie, które wpadły mu w oko i publikował u siebie prawie bez zmian, rzecz jasna podpisując się jako autor. A że gatunek był dosyć specyficzny, niszowy można powiedzieć, sprawa nie miała szansy się nie rypnąć. Gdy już wszystko wyszło na jaw, autor… prace usunął, przeprosił i nawet założył podobno nowe konto z zamiarem zaczęcia wszystkiego od początku.


I co się stało? Ano zrobił to, co obiecał - zaczął wszystko od początku.


Kilka dni temu w grupie, w której jestem administratorką, pojawił się post z zachętą do wzięcia udziału w tworzeniu antologii grozy. Jak się okazało, opublikował ją właśnie człowiek odpowiedzialny za zeszłoroczny wielokrotny plagiat - nazwijmy go Adamem. Adam pojawił się znów na widoku, ale najwyraźniej nie wiedział, że Internet nie zapomina. Część osób błyskawicznie skojarzyła jego dane i postanowiła sprawdzić, czym się aktualnie zajmuje. Bez trudu udało się znaleźć jego dwa konta na serwisie selfpublishingowym Ridero, a na każdym - po kilka książek, do kupienia za całkiem konkretne sumy. Wystarczył jeden szybki rzut oka na fragmenty promocyjne, by zorientować się, że teksty nie przeszły nawet minimalnej korekty, ale nie to zastanawiało najbardziej, lecz dziwny zapis dialogów. Taki jakiś zagraniczny…


Tak, dobrze myślicie - Adam znów pokusił się o plagiat, i to kilkukrotny. Tym razem jednak poszedł jednak o krok dalej. Wyhaczono go na Polskim Wattpadzie? To ukradnie prace z angielskiego. Albo z innych serwisów, w dodatku z jednej niszy. Co może pójść nie tak?


No, na przykład to, że jak przystało na kandydata do Wydawniczego Dzbana Roku, plagiatu, podkreślam, dokona się bez odrobiny pomyślunku, przepisując kradzione prace tak po prostu i nie zmieniając praktycznie nic. Można było wrzucać fragmenty publikacji z Ridero do wyszukiwarki, przepuściwszy je uprzednio przez translator i otrzymywać precyzyjne frazy z opowiadań z zagranicznego Wattpada i z innych serwisów. 


EDIT: pozwolę sobie nie być gołosłowna i pokazać jakieś przykłady. Za sceeny dziękuję niezawodnej Lenie.





Zwróćcie uwagę na profesjonalne tłumaczenie... 





Poczujcie tę perfiię - autorzy zza oceanu wrzucali swoje opowiadania z pasji, w większości nie chcąc za to ani centa, a ktoś bezczelnie kopiował ich pracę, wrzucał na Ridero i wyciągał rękę po realne pieniądze. Chciałabym to jakoś skomentować, ale nie potrafię. Nigdy nie zrozumiem mechaniki, jaką rządzi się plagiat; nigdy nie potrafiłam pojąć, co kryje się w umysłach osób, które się go dopuszczają, a już w głowie nie mieści mi się branie pieniędzy za coś, co ktoś zrobił za darmo. Podobno Adam, przyparty do muru, z rozbrajającą szczerością wyznał, że wie, że pisze słabo i wstydzi się pokazywać swoje teksty, ale tego też nie skomentuję. Chyba brakuje mi skali, przepraszam.



Zgniłą wisienką na tym zakalcowatym torcie jest reakcja Ridero, z którym próbowano nawiązać kontakt - niestety tylko mailowo, bo numeru telefonu nie udało się odnaleźć. Jak serwis początkowo ustosunkował się do tej informacji? No cóż… rozłożył ręce. Napisano, że przed publikacją autor podpisuje dokument, w którym stwierdza, że praca na pewno jest jego, ale ponieważ mamy do czynienia z selfem, tylko sam autor może ponosić konsekwencje. Oczywiście dodano, że zbadają sprawę i nawiążą kontakt z autorem, ale jakoś nie przypuszczam, by cokolwiek z tego wniknęło. Spodziewam się za to, że Adam usunie swoje kradzione dzieła z Ridero i będzie udawał Greka. A potem… nie wiem. Chciałabym mieć nadzieję, ale obawiam się, że jedyne, co przyjdzie mu do głowy, to kolejny plagiat; może bardziej perfidny.


Właśnie dlatego napisałam ten tekst, a jego skrótową formę publikuję również na Wattpadzie; jako ostrzeżenie. Może się zdarzyć, że Adam zaatakuje ponownie, albo że znajdzie się ktoś, kto pójdzie jego śladem, dlatego warto mieć tę sytuację w pamięci. Uważajcie na siebie i zawsze sprawdzajcie, z kim macie zamiar nawiązać współpracę. Jeśli więcej autorów będzie miało się na baczności, może unikniemy katastrof w przyszłości.


A tytuł Wydawniczej Bezczelności Roku przyznam tylko raz i już nigdy więcej.


Trzymajcie się ciepło!


  • Share:

You Might Also Like

3 komentarze

  1. W imieniu Zespołu Ridero chciałabym wyjaśnić fakty związane z wpisem. Po otrzymaniu informacji o podejrzeniu plagiatu natychmiast skontaktowaliśmy się z Autorem publikacji oraz naszym prawnikiem. Po weryfikacji zgłoszeń zdecydowaliśmy o wycofaniu książek z dystrybucji (kilka z nich trafiło już do sprzedaży poprzez pośredników, w związku z czym czas oczekiwania na wycofanie tytułów będzie dłuższy). Naszych działań nie można więc nazwać „rozłożeniem rąk”. W związku z tym, że działamy na zasadach self-publishingu, odpowiedzialność za tekst ponoszą publikujący Autorzy – o czym są informowani w licencji dystrybucyjnej. Pokrzywdzoną stroną w sprawie są niewątpliwie Autorzy oryginalnych książek, którzy zdecydują o tym, czy sprawa zostanie skierowana na drogę sądową. Nie rozumiemy więc ironicznego określenia „zgniła wisienka” w odniesieniu do naszych działań – zrobiliśmy wszystko, co w ramach naszych kompetencji mogliśmy zrobić, by wyjaśnić sytuację. Pierwsze zgłoszenia trafiły do nas w czwartek i jeszcze tego samego dnia niezwłocznie podjęliśmy kroki, by rozwiązać problem.

    OdpowiedzUsuń
  2. Szanowna Pani, data publikacji sprostowania zawiera błąd - napisane jest 30.06.2021, zamiast 30.03.2021.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Istotnie, natychmiast poprawiam i dziękuję za zwrócenie uwagi.

      Usuń